Przejdź do głównej zawartości

„Django” reż. Quentin Tarantino

Quentina można kochać albo nienawidzić. Kto jest w tej drugiej grupie, to lepiej niech nie czyta dalej, bo będzie "ku chwale". Będą "ochy i achy", więc wszyscy ci, co są przeczuleni lub uprzedzeni do amerykańskiego reżysera, do kina niech się nie wybierają, ponieważ najnowszy film Quentina jest po prostu Tarantinowski. Zanim się wybrałam, przeczytałam wiele recenzji, które już pojawiły się w sieci. Krytycy, kinomaniacy, jak i zwykli odbiorcy są w sumie zgodni, a film zbiera bardzo pochlebne recenzje. Parę superlatyw chciałabym przekazać i ja, a raczej przelać swoje zachwyty "na papier".
źródło

„Zrobię ci z d... jesień średniowiecza” - tak kwestia pada chyba w „Pulp Fiction”, ale większość filmów Quentina opiera się na schemacie, gdzie głównym motywem postępowania bohaterów jest zemsta. Oczywiście obowiązkowo z krwawą jatką i hektolitrami tryskającej krwi. W "Django" jest podobnie - niemiecki łowca głów Schultz (Christopher Waltz) wykupuje niewolnika Django (Jammie Fox), aby ten pomógł mu w schwytaniu owianych złą sławą braci Brittle. Django uczy się "fachu" i wkrótce staje się pierwszym czarnoskórym rewolwerowcem, który zabija białych. Po krótkim czasie wpadają na trop brutalnego właściciela farmy Calvina Candie (Leonardo di Caprio), który wcześniej kupił żonę Django. I jak to na szlachetnych rycerzy przystało, postanawiają ją uratować.


Pierwszy "och i ach" będzie właśnie za aktorstwo, bo tu godne podziwu, z resztą jak w każdym filmie Quentina. Leonardo - perfekcyjny w każdym geście, w każdym ruchu, w każdym nawet spojrzeniu (a scena z czaszką i młotkiem - mistrzowska!), Christoph Waltz, od pierwszej sceny - świetny, więc słuszna nominacja do Oscara. Następny "och i ach" jest oczywiście za dialogi - ostre jak brzytwa oraz za potężną dawkę czarnego humoru (scena z workami zakrywającym twarze à la  Ku Klux Klan wbija po prostu w fotel). No i oczywiście - muzyka! Cudowna ścieżka dźwiękowa, na którą składają się kompozycje Ennio Morricone, klasyki z lat 70-tych oraz najnowsze hip-hopowe utwory. A pierwszy utwór wciąż jeszcze dzwoni mi w uszach.
.




źródło

Quentin lubi się też pojawiać w swoich filmach jako postać epizodyczna. Tu nie jest inaczej. Tarantino spełnił pewnie swoje chłopięce marzenia i stał się prawdziwym kowbojem, w kapeluszu, z rewolwerem na tle plenerów Dzikiego Zachodu. Filmy Quentina lubiłam zawsze. Dokładnie to nie wiem dlaczego. Chyba za całokształt. Na ten całokształt składają się: błyskotliwe dialogi, dużo groteskowej przemocy, czyli 'meaty effect', jak to sam Tarantino nazywa. Efekt mięsny się tu pojawia, a jakże, z krwawą jatką (a nawet dwiema). Przyczepię się jednak do jednego - cały film odrobinę za długi, a historia ciut przeciągnięta. Nie rzutuje to jednakże na odbiór całości, bo film, a raczej reżyser z pewnością zasługuje w końcu na Oskara. Dlatego, Panie Quentin - trzymam kciuki!






Komentarze

  1. Ja także uwielbiam Tarantina ;-) Jego styl jest nie do podrobienia - te sztuczne krwawe walki, groteska, no i błyskotliwe dialogi. Z pewnością obejrzę i ten film.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i bardzo się cieszę, że film wywarł na Tobie pozytywne wrażenie i że wyrażasz się o nim z takim entuzjazmem; wyczytałam, że nie dorównuje co prawda mistrzowskim poziomem "Bękartom wojny", ale nadal jest to dobrze znany, genialny Tarantino - większej zachęty mi nie trzeba!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja nie przepadam za tym reżyserem, dlatego zdecydowanie podziękuję.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Burza" William Shakespeare

Wydawnictwo: W.A.B. premiera: 07.11.2012 tytuł oryginału: The Tempest przekład: Piotr Kamiński oprawa: twarda z obwolutą " Burza " jest ostatnią w pełni samodzielną sztuką Shakespeare'a, który prawdopodobnie wtedy wyofał się z życia zawodowego w Londynie i przeniósł się do Stratfordu. Sprawiło to, że ów dramat często jest traktowany przez krytyków jako utwór pożegnalny, a nawet pewnego rodzaju artystyczny testament. Tworząc “ Burzę" przypuszczalnie  na przełomie 1610 i 1611 roku, Shakespeare miał 47 lat, jego główny bohater – Prospero prawie tyle samo – to dość istotny szczegół w kontekście interpretacji całości. Prospero łamie w finale różdżkę i topi księgi, Shakespeare odchodzi nie pozostawiając po sobie ani jednego rękopisu. Ale może nieco więcej o fabule. Jest ona bardzo prosta do streszczenia (uwaga, zdradzam prawie całość). Prospero, prawowity książę Mediolanu, pozbawiony tronu przez swego brata Antonia wspomaganego przez Alonsa

„The Crown. Oficjalny przewodnik po serialu” (Tom 2) Robert Lacey

Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece data wydania: 12 listopada 2020 r. tytuł oryginału:  The Crown: The Official Companion, Volume 2: Political Scandal, Personal Struggle, and the Years that Defined Elizabeth II tłumacznie:  Edyta Świerczyńska oprawa: twarda liczba stron: 312 Robert Lacey jest autorem wielu bestsellerowych biografii, w tym Henry'ego Forda, Eileen Ford i królowej Elżbiety II, a także kilku innych popularnych dzieł historycznych. Największą jednak sławę przyniosła mu ostatnio praca historyka w dramacie „The Crown”. „The Crown” to serial historyczny o zwyczajnej kobiecie, która przyszła na świat w niezwykłych okolicznościach. Późniejsze okoliczności jednakże sprawiły, że ta niespełna 26-letnia kobieta została brytyjską królową. 21 kwietnia Elżbieta II skończy 95 lat, a 6 lutego minęło 69 lat jej panowania. „The Crown” nie jest serialem dokumentalnym ani dokumentem fabularyzowanym. Wszystkie scenariusze, kostiumy, scenografia i plenery, jak i kreacje aktorów. opierają się

"Sonety" William Shakespeare

Wydawnictwo a5 wydanie: 09/2012 przekład: Stanisław Barańczak oprawa: twarda format:  148 mm x 210 mm liczba stron: 216 "Sonety" w biografii twórczej Szekspira są epizodem bardzo tajemniczym. Od momentu ich wydania, czyli od roku 1609 budzą kontrowersje i spory krytyków. Powstała masa książek i rozpraw poświęconych owemu dziełu. I do dziś nie wiadomo wszystkiego, możemy się jedynie domyślać tudzież czynić nadinterpretacje. Zagadek i pytań jest wiele. Szekspir 154 utworów nie opatrzył datą, nie wiemy więc kiedy powstały i w jakich okolicznościach. Kolejna sprawa to dedykacja - tajemnicze Mr. W. H. poróżniło szekspirologów (gdzie Barańczak niektórych nazywa pseudo-szekspirologami), ponieważ tożsamość pana W.H. nie jest rzeczą konieczną dla zrozumienia " Sonetów ". Wśród tych wszystkich zagadek jest jednak garstka faktów niebudzących żadnych wątpliwości. Po pierwsze kompozycja cyklu. Badacze i czytelnicy są zgodni, że całość rozpada się na dwie